poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Stres

Mam bardzo stresującą pracę. Myślę o niej często, dużo o niej mówię, gadam o niej przez sen. Odbiera mi apetyt i radość. Jest średnio, ale podobno mam się cieszyć, że w ogóle jakąkolwiek pracę mam. Nie wiem za bardzo jak do tego podchodzić, bo z jednej strony wiem jak ciężko jest cokolwiek znaleźć, jak trudno jest być chociaż zaproszonym na rozmowę, nie mówiąc już o przejściu rekrutacji. Graniczy z cudem. Z drugiej jednak strony ta praca sprawia, że już po powrocie do domu zaczynam myśleć, że jutro znowu tam wracam, rano wmuszam w siebie jedzenie, bo stres nie pozwala mi nic przełknąć, a przez całą poranną drogę tłumaczę sobie, że nie może być aż tak źle. Jednak znajomi mi zazdroszczą, że pracuję nawet za tą najniższą krajową, bo oni zwyczajnie nie mają nic. Nie chcę gardzić pracą, bo mogło być gorzej, ale obawiam się, że w końcu to przypłacę zdrowiem.
To jest ostatnio ciężki dla mnie temat.  

Nie chcę wyjść na narzekacza i męczennika, jednak nie jestem zwolennikiem teorii "przecież mogło być gorzej" albo "ciesz się tym co masz, inni nie mają". Niestety chcę więcej i lepiej, bo dostawanie 1200zł za tyle nerwów, stresów przy jednoczesnym posiadaniu dużej odpowiedzialności za wykonywane zadania jest zwyczajnie upokarzające.

Mam tyle marzeń do spełnienia, tyle miejsc do zwiedzania, tyle planów na przyszłość.

Jeszcze nie wiem jak to rozwiążę, ale jeśli tak mam przeżyć resztę życia to ja "wolę, nie chcę".

Paaa!

niedziela, 26 kwietnia 2015

Buty

Ostatnio po zakupie nowych butów na obcasie postanowiłam je nieco w domu rozchodzić. W związku z tym przywdziałam obuwie i chadzam radośnie po mieszkaniu. Aż tu nagle jak mi nie lunie krew z nosa. No cieknie niemiłosiernie. Dezorientacja, panika! Dobiegłam do łazienki, chwytam papier i drę się: "Ściągaj mi buty, bo krew mi się leje z nosa!".
Udało się. Uratowane. Udało się nie ubrudzić.

Innym razem schodząc ze schodków, które wieńczyła metalowa, wysoka wycieraczka, potknęłam się i runęłam w dół uderzając piszczelami o kant owej wycieraczki. Pierwszą myślą było to, czy mi się buty na czubkach nie starły, a drugą czy piszczele nie pękły. Priorytety.

Mam coś z tymi butami. Z jednej strony są dla mnie ważne, a z drugiej szalenie o nie nie dbam. Nie pastuję, nie zwracam uwagi czy są czyste. Nie zwracam uwagi na szczegóły.

Nie wiem co myśleć.
Trzymajcie się : )

sobota, 18 kwietnia 2015

Cierpię...

...na brak produktywności. Ostatnio jest ciężko i z chęciami i z czasem, ale dzisiaj to już przeginam : )

Najgorszy wróg twórczości to w moim przypadku kac i zmęczenie. Dzisiaj borykam się z obydwoma problemami. W ramach buntu zdecydowałam się napisać posta. Nie będzie on ani merytoryczny, ani wiele wnoszący, ani godny polecenia. Po prostu piszę co mi do głowy przychodzi.

Starzeję się. Kurde, wczoraj luźne spotkanie ze znajomymi, wypicie dwóch piwek i siedzenie do zamknięcia knajpy kosztuje mnie kacem i chęcią przespania całego dnia. Nie mogę w to uwierzyć. Dżizas. Co będzie za pięć lat? Stetryczeję doszczętnie?

Parę miesięcy temu wyjazd na koncert, przeskakanie go i wydzieranie się na każdej piosence kosztowało mnie przysypianiem w drodze powrotnej w samochodzie. Hmm... Może zbyt wiele od siebie wymagam, ale chyba będzie tylko gorzej. Jakoś trudno mi się z tym pogodzić : )

No trudno. Wybaczcie bezsens posta. Następny będzie lepszy.

Trzymajcie się, paaa.

wtorek, 14 kwietnia 2015

Co tam?

Trochę się u mnie dzieje ostatnio i mój plan, że poświęcę dużo czasu na pisanie bloga jest nieco zagrożony. Nie będę się poddawać!

Mam pracę, która jest trochę stresująca, wyczerpująca i nawet ciekawa. Jednak nie wiążę z nią szalonej przyszłości. Z drugiej strony nie chcę już się nastawiać kim chcę być, gdzie pracować, co robić, bo życie szybko to weryfikuje i planów nici, a rozczarowanie przeogromne.

Nie mówię, żeby nie dążyć do wymarzonej pracy, jednak dajmy sobie szansę i nie traktujmy każdej pracy pośredniej jako porażki. Mi się zdarzyło traktować i ciężko się z tym żyje : )

Na ten moment próbuję tego co jest, nie wybrzydzam, poszerzam horyzonty, przebranżowuję się. Może trafię przypadkiem na inną wymarzoną pracę, może nie. Może pokocham to co robię, chociaż wątpię : )

Pozdrawiam i życzę, żeby życie pisało tylko piękne scenariusze!

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Gdybanie.

Często się zastanawiacie " co by było, gdyby..."?
Kiedyś zdarzało mi się to nadmiernie często. Gdybanie o przeszłości. Moja teraźniejszość czy przyszłość mogłaby wyglądać teraz tak niesamowicie, gdybym tylko...

Gdybym tylko co? Podejmowane kiedyś decyzje zaprowadziły mnie tu gdzie jestem. Szalenie wiele gdybaniem nie zmienię.

Zaczęłam więc myśleć tak: "gdybym tylko miała pieniądze to...", "gdybym tylko umiała...", "gdybym mieszkała w innym kraju..." to wszystko byłoby inaczej.

No pewnie, że byłoby inaczej. Jakby było tak samo to raczej świadczyłoby o tym, że jest coś nie tak : )
Uświadomiłam sobie wtedy, że tylko usprawiedliwiam swoje lenistwo i wyimaginowane nieszczęście. Życie jest porąbane, ale większość gdybań jesteśmy w stanie zastąpić realnym działaniem. Teraz zamiast się nad sobą użalać zaczynam myśleć jak coś zmienić.

Życzę wytrwałości w działaniu!

środa, 8 kwietnia 2015

Poranki

Hej!

Jak spędzacie poranki? Wstajecie 10 minut przed wyjściem, w biegu łapiecie łyka kawy, myjecie zęby zakładając buty?
U mnie wygląda to zupełnie inaczej. Uwielbiam poranki celebrować.
Budzik nastawiam zawsze 2 godziny przed wyjściem z domu. Pierwsze co robię po przebudzeniu to wstawiam wodę na kawę, w międzyczasie robię wyciskam sok z cytryny, który po rozcieńczeniu wypijam jeszcze przed kawą. Podczas grzania wody myję się, ubieram (w cokolwiek, byleby nie być w piżamie, nie jest to mój strój docelowy), a później siadam z kubkiem kawy i budzę się powoli. Zazwyczaj rano sprawdzam co nowego w internecie, wysyłam maile, czytam wiadomości. Nie spieszę się. Później wybieram co zjem na śniadanie, w co się ubiorę. Bez względu na to o której wychodziłam z domu, ten rytuał jest powtarzalny. Nie zdarza mi się zasypiać, nie pozwalam sobie na to, bo generuje to stres. Budziki nastawiam co najmniej trzy : ) Nie cierpię się spóźniać,a zaspać mi się zdarzyło może 3 razy w życiu.  Kiedyś, gdy będę miała jakiś aparat fotograficzny, okraszę takie posty pięknymi zdjęciami kubka z kawą : )

Pozdrawiam ciepło!

Pociągnijmy ten temat do końca

Pewnie wszyscy moi czytelnicy (czyli według statystyk jakiś gościu z Alaski i ktoś z Azerbejdżanu) są ciekawi dlaczego jeszcze nie zmieniłam telefonu. Otóż mam tak w życiu, że nie uznaję półśrodków. Może nie zawsze i nie tak konsekwentnie jakby się wydawało, niemniej jednak półśrodki mnie drażnią. W związku z tym postanowiłam mieć nowy telefon, ale tylko jeden spełniał moje oczekiwanie. W związku z tym, że mnie na niego w żaden sposób nie stać to go nie kupuję. Mój aktualny stan jako bezrobotnej na pewno w tym nie pomoże, ale poczekam to się przekonam  : )

Reasumując: albo wymarzony albo żaden. W związku z tym nie rozstaję się z moim złamaskiem :)

Pozdrawiam wszystkich dwóch czytelników!

PS. Opcji translacji nie będzie w najbliższym czasie, więc w sumie to się zastanawiam czego szukaliście trafiając na mojego bloga. No nic, nie musicie czytać. Dobrze, że chociaż weszliście na chwilę.

Złamas

Siemaneczko!

Jakiś smętny ten blog.

Wiecie co mi się jakiś czas temu przytrafiło?
Może od początku.
Mam ciekawy telefon. Ciekawy w sensie niepowtarzalny. Mój ciekawy telefon ma pół klawiatury (a pół nie) i przeżywa ze mną różne przygody. Ciekawym jego elementem jest (nie)odłączna klapka tylna zakrywająca baterię. Nieodłączna dlatego, że była w komplecie z telefonem, a odłączna, bo z każdą próbą podniesienia telefonu z biurka decyduje się na tym biurku jednak pozostać razem z baterią. A im szybciej chcę odebrać połączenie tym bardziej ona decyduje się z blatem nie rozstawać. Natomiast dzięki przejrzystości klawiatury zgłębiam anatomię mojego przyjaciela z odpadającą klapką. Kocham i nienawidzę go jednocześnie. Przy każdej próbie wyjęcia go z kieszeni w wkładam rękę pomiędzy kiedyś zespojone ze sobą warstwy przycisków ;)

Do rzeczy. Postanowiłam kiedyś umyć twarz. Takie postanowienia zdarzają mi się mniej więcej 2 razy dziennie. Więc przy drugim już tego dnia postanowieniu poprzedzającym pójście do łóżka wzięłam mojego złamasa ze sobą do łazienki. Pozostawiając go na rancie umywalki oddałam się radośnie opłukiwaniu twarzoczaszki z brudu i niechęci dnia codziennego. Co ciekawe woda cały czas z kranu płynęła. Po otworzeniu oczu, które wieńczyło ochlapywanie strzaskanej decyzjami i moralnymi upokorzeniami twarzy, mój wzrok przykuł telefon leżący na dnie umywalki radośnie myjący twarz razem ze mną. Chwilę to trwało, więc podejrzewam, że umył się dokładnie. Zalanego "w trupa" wyciągnęłam z umywalki (baterii nie musiałam wyjmować, bo sama wpadła, więc plecki też umyte) i położyłam na ręczniku.

Jak się domyślacie nic mu się nie stało i przecudownie służy mi do dziś łamiąc mi paznokcie przy próbie wyjmowania z kieszeni czy torby. Taka przygoda.

Trzymajcie się ciepło i myjcie dokładnie wszystko co macie!

Oto złamas


 

Nie wiem jaki dać tytuł!

Cześć!

Ciągle się zastanawiam jak ma wyglądać ten blog, więc nadal wygląda nijak : ) Nie mam do końca na niego pomysłu i przez to nie jestem konsekwentna w jego prowadzeniu. Nie jestem w niczym ekspertem, żeby doradzać o modzie czy finansach. Pomimo tego, że książki i filmy uwielbiam to nie przepadam za recenzowaniem. Jedyne co mogę powiedzieć po przeczytaniu czegoś dobrego to:
-"Łooo, polecam tę książkę. Jest niesamowita!"
-"A o czym jest?"
-"Hmm... no co ja Ci będę opowiadać, przeczytaj to się dowiesz."
Średnio to zachęca, ale zawsze się boję, że powiem za dużo i ktoś nie będzie miał radości z czytania : )


Akurat jestem w śmiesznym momencie w życiu. Mianowicie nie mam już pracy, więc moje dni polegają na załatwianiu spraw zaległych, bieganiu, jeżdżeniu, ogarnianiu wszystkiego na co nie było czasu do tej pory.
Za chwilę się zorientuję, że nie dostaję za to pieniędzy i dopiero będzie płacz : )

Abstrahując od płaczu - będę miała więcej wolnego czasu. Mam nadzieję, że przełoży się to na częstsze wizyty tutaj. Tak myślę.

Trzymajta kciukasy!