poniedziałek, 2 listopada 2015

Pakadoks

Jestem człowiekiem paradoksem. Jednakże wydaje mi się, że każdy poniekąd jest kimś takim.
Ktoś coś lubi, a tego nie robi, zmusza się do przyjemności albo się przed nią wzbrania.
Życie w zgodzie ze sobą jest trudniejsze niż mogłoby się wydawać. Każdy potrafi powiedzieć "Rób to co kochasz, a nie to czego oczekują od Ciebie inni!". Szkoda, że powiedzieć jest najłatwiej.
Mój problem polega na tym, że robienie tego czego ja chcę od życia, rani innych. Mianowicie, bliscy mają wobec Ciebie jakieś oczekiwania. Zawsze. Nie łudź się, że tak nie jest. Rodzicie oczekują chyba najwięcej. Najgorsze jest to, że nie można mieć im tego za złe. Konfrontując oczekiwania innych i własne pragnienia często napotkamy na konflikt. Wiesz, że jeśli zrobisz po swojemu, zranisz bliskich, co jednocześnie sprawi, że nie będziesz mógł się do końca cieszyć z tego czego dokonałeś. Można to olać, ale czy warto płacić taką cenę? Zrobienie po myśli bliskich unieszczęśliwi Ciebie, ale przynajmniej reszta będzie zadowolona. Właśnie tkwię w czymś takim. Nie chcę ranić i chcę być szczęśliwa. To chyba nie idzie ze sobą w parze.

Ten post miał być zupełnie o czymś innym.


Porażka?

Siemanko!
Pisanie tego bloga przychodzi mi z trudem. Myślę, że głównie dlatego, że nie mam na niego pomysłu. Chcę tworzyć, ale nie wiem co tworzyć. Mam potrzebę dzielenia się przemyśleniami, emocjami i twórczością, ale nigdy nie jest ona dla mnie na tyle dobra, żebym chciała ją pokazać.
Przez zbyt duże wymagania wobec siebie nie dzielę się niczym, bo nic, w mojej ocenie, na to nie zasługuje.

Wiele razy podchodziłam do wznowienia pisania, kilka razy od nowa zakładałam blogi i konta na różnych portalach, ale zaczynanie wszystkiego od nowa nic nie zmienia. Tu nie chodzi o oddzielanie czegoś co się nie powiodło od wspaniałej, wyimaginowanej, pełnej sukcesów przyszłości, tylko o to, żeby mieć siłę pociągnąć coś co się zaczęło tworzyć.

I nie obiecuję, że mi się uda.
I nie przysięgnę, że znowu nie porzucę tego co zaczęłam.
...ale przynajmniej próbuję.

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Stres

Mam bardzo stresującą pracę. Myślę o niej często, dużo o niej mówię, gadam o niej przez sen. Odbiera mi apetyt i radość. Jest średnio, ale podobno mam się cieszyć, że w ogóle jakąkolwiek pracę mam. Nie wiem za bardzo jak do tego podchodzić, bo z jednej strony wiem jak ciężko jest cokolwiek znaleźć, jak trudno jest być chociaż zaproszonym na rozmowę, nie mówiąc już o przejściu rekrutacji. Graniczy z cudem. Z drugiej jednak strony ta praca sprawia, że już po powrocie do domu zaczynam myśleć, że jutro znowu tam wracam, rano wmuszam w siebie jedzenie, bo stres nie pozwala mi nic przełknąć, a przez całą poranną drogę tłumaczę sobie, że nie może być aż tak źle. Jednak znajomi mi zazdroszczą, że pracuję nawet za tą najniższą krajową, bo oni zwyczajnie nie mają nic. Nie chcę gardzić pracą, bo mogło być gorzej, ale obawiam się, że w końcu to przypłacę zdrowiem.
To jest ostatnio ciężki dla mnie temat.  

Nie chcę wyjść na narzekacza i męczennika, jednak nie jestem zwolennikiem teorii "przecież mogło być gorzej" albo "ciesz się tym co masz, inni nie mają". Niestety chcę więcej i lepiej, bo dostawanie 1200zł za tyle nerwów, stresów przy jednoczesnym posiadaniu dużej odpowiedzialności za wykonywane zadania jest zwyczajnie upokarzające.

Mam tyle marzeń do spełnienia, tyle miejsc do zwiedzania, tyle planów na przyszłość.

Jeszcze nie wiem jak to rozwiążę, ale jeśli tak mam przeżyć resztę życia to ja "wolę, nie chcę".

Paaa!

niedziela, 26 kwietnia 2015

Buty

Ostatnio po zakupie nowych butów na obcasie postanowiłam je nieco w domu rozchodzić. W związku z tym przywdziałam obuwie i chadzam radośnie po mieszkaniu. Aż tu nagle jak mi nie lunie krew z nosa. No cieknie niemiłosiernie. Dezorientacja, panika! Dobiegłam do łazienki, chwytam papier i drę się: "Ściągaj mi buty, bo krew mi się leje z nosa!".
Udało się. Uratowane. Udało się nie ubrudzić.

Innym razem schodząc ze schodków, które wieńczyła metalowa, wysoka wycieraczka, potknęłam się i runęłam w dół uderzając piszczelami o kant owej wycieraczki. Pierwszą myślą było to, czy mi się buty na czubkach nie starły, a drugą czy piszczele nie pękły. Priorytety.

Mam coś z tymi butami. Z jednej strony są dla mnie ważne, a z drugiej szalenie o nie nie dbam. Nie pastuję, nie zwracam uwagi czy są czyste. Nie zwracam uwagi na szczegóły.

Nie wiem co myśleć.
Trzymajcie się : )

sobota, 18 kwietnia 2015

Cierpię...

...na brak produktywności. Ostatnio jest ciężko i z chęciami i z czasem, ale dzisiaj to już przeginam : )

Najgorszy wróg twórczości to w moim przypadku kac i zmęczenie. Dzisiaj borykam się z obydwoma problemami. W ramach buntu zdecydowałam się napisać posta. Nie będzie on ani merytoryczny, ani wiele wnoszący, ani godny polecenia. Po prostu piszę co mi do głowy przychodzi.

Starzeję się. Kurde, wczoraj luźne spotkanie ze znajomymi, wypicie dwóch piwek i siedzenie do zamknięcia knajpy kosztuje mnie kacem i chęcią przespania całego dnia. Nie mogę w to uwierzyć. Dżizas. Co będzie za pięć lat? Stetryczeję doszczętnie?

Parę miesięcy temu wyjazd na koncert, przeskakanie go i wydzieranie się na każdej piosence kosztowało mnie przysypianiem w drodze powrotnej w samochodzie. Hmm... Może zbyt wiele od siebie wymagam, ale chyba będzie tylko gorzej. Jakoś trudno mi się z tym pogodzić : )

No trudno. Wybaczcie bezsens posta. Następny będzie lepszy.

Trzymajcie się, paaa.

wtorek, 14 kwietnia 2015

Co tam?

Trochę się u mnie dzieje ostatnio i mój plan, że poświęcę dużo czasu na pisanie bloga jest nieco zagrożony. Nie będę się poddawać!

Mam pracę, która jest trochę stresująca, wyczerpująca i nawet ciekawa. Jednak nie wiążę z nią szalonej przyszłości. Z drugiej strony nie chcę już się nastawiać kim chcę być, gdzie pracować, co robić, bo życie szybko to weryfikuje i planów nici, a rozczarowanie przeogromne.

Nie mówię, żeby nie dążyć do wymarzonej pracy, jednak dajmy sobie szansę i nie traktujmy każdej pracy pośredniej jako porażki. Mi się zdarzyło traktować i ciężko się z tym żyje : )

Na ten moment próbuję tego co jest, nie wybrzydzam, poszerzam horyzonty, przebranżowuję się. Może trafię przypadkiem na inną wymarzoną pracę, może nie. Może pokocham to co robię, chociaż wątpię : )

Pozdrawiam i życzę, żeby życie pisało tylko piękne scenariusze!

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Gdybanie.

Często się zastanawiacie " co by było, gdyby..."?
Kiedyś zdarzało mi się to nadmiernie często. Gdybanie o przeszłości. Moja teraźniejszość czy przyszłość mogłaby wyglądać teraz tak niesamowicie, gdybym tylko...

Gdybym tylko co? Podejmowane kiedyś decyzje zaprowadziły mnie tu gdzie jestem. Szalenie wiele gdybaniem nie zmienię.

Zaczęłam więc myśleć tak: "gdybym tylko miała pieniądze to...", "gdybym tylko umiała...", "gdybym mieszkała w innym kraju..." to wszystko byłoby inaczej.

No pewnie, że byłoby inaczej. Jakby było tak samo to raczej świadczyłoby o tym, że jest coś nie tak : )
Uświadomiłam sobie wtedy, że tylko usprawiedliwiam swoje lenistwo i wyimaginowane nieszczęście. Życie jest porąbane, ale większość gdybań jesteśmy w stanie zastąpić realnym działaniem. Teraz zamiast się nad sobą użalać zaczynam myśleć jak coś zmienić.

Życzę wytrwałości w działaniu!